Misi już nie ma na planie fizycznym. Jednak stale czujemy jej obecność. Gdy karmimy kociaki odruchowo spoglądamy na stół gdzie Misia miała swoje miseczki. Zresztą była wszechobecna i ciągle widzę jej cień czy to na fotelu czy to na stole w kuchni gdzie rządziła niepodzielnie. I pod koniec życia przesiadywała w zlewie chcąc się ochłodzić bo tak źle się czuła.... Wtedy do mnie ostatecznie dotarło że zbliża się jej koniec i będziemy musieli pozwolić jej odejść. To było nierealne. Bo żyła z nami wiele lat. I niewyobrażałam sobie tego że może jej zabraknąć. Nie będzie nikt biegł do drzwi gdy wracam do domu. Nie będzie zaglądał nam do tależa gdy jemy. Kocia rodzina zamarła w szoku że zabrakło nestorki. Nie raz niedobrej i warczącej gdy Kubek chciał się z nią bawić. I przeszkadzał gdy spała... A z Edzią toczyła nieustanne walki o miejsce obok mnie. Do samego końca uparcie ją atakowała jakby chciała ukarać że już jej nie będzie i teraz Edzia będzie stale obok mnie. Gdy nastał ten dzień pożegnania padał deszcz, Misia była już bardzo słaba, choroba coraz agresywniej ją atakowała, wyniszczając cały organizm i powodując niewyobrażalny ból. Na sam koniec uciekała na klatkę schodoową tak miała dość. I odeszła. Dom wypełniła pustka. Pusta bez Miśki na zawsze. Po mimo że zostawiła mi pozytywny przekaz a jej dusza powędrowała dalej to strasznie jej nam brak. Każde poruszenie w kuchni czy u mnie w pokoju powoduje łzy i nadzieję że jest obok nas i towarzyszy nam od czasu do czasu. Na przykład gdy od czasu do czasu kuchenka zapiszczy że jest włączona luby wyłączona. Bo Miśka gdy była chora kładła się na kuchence indukcyjnej włączając i wyłączając blokadę. Teraz od czasu do czasu zapiszczy kuchenka. I wtedy mówimy Miska nie rozrabiaj. Mając nadzieję że to właśnie ona tam leży i na nas spogląda. Bardzo bym chciała aby tak było. A czy jest tego nie wie nikt tak na 100 %. Kociniec jest smutny i ospały. Nie wchodzą na jej miejsca. Długo też nie leżały na jej pułeczkach. Nie bawią się jej zabawkami. Mały stale śpi. A właśnie jako ostatni przybył do domu i traktował Misię jak mamę. I do końca nie odstępoował na krok. Oczywiście bawimy się z nimi i dbamy aby ta żałoba nie przedłużyła się niebezpiecznie dla zdrowia. Stopniowo dochodzimy do siebie po mału. W swoim tempie.Stworzyłam obraz Miśki, na którym spogląda uważnie i chroni cały dom. Dzięki temu czuję wewnętrzny spokuj i wiem że gdy tylko zawołam przyjdzie i mnie otuli.... Mam nadzieję, że i Ty znalazłaś ulgę w cierpieniu po stracie,
